|
(fot. Izabela Treutle) |
Będąc dzieckiem bywałam pod tym dachem często i chętnie. Jadłam bliny, czerwone porzeczki z cukrem w metalowym kubku, uczyłam się rozpalać w piecu, ale przede wszystkim uczyłam się zrozumienia dla świata i ludzi, pokory i obcowania z naturą. Pod tym dachem poznawałam siebie i prawdy, które teraz stanowią mnie jako człowieka. Dziadkowie odeszli niedawno pozostawiając stary dom, uginającą się pod ciężarem czasu drewnianą stodołę, psa, kota, zarośnięty tatarakiem staw, mnóstwo wspomnień, ale i tajemnic.
|
(fot. Izabela Treutle) |
Wieś
Łaniewo (dawniej niem.
Launau) pod Lidzbarkiem Warmińskim to niegdyś moja kopalnia wrażeń z dzieciństwa. Skoki na słomie, zbieranie rzęsy na stawie, wyciąganie jajek z kurnika, świeże, ciepłe mleko przecedzane przez białą szmatkę. Beztroskie wiejskie życie i kolorowa oranżada przywożona z miasta i grzana na kaflowym piecu. Dziadek, który każdą potrawę jadł w chlebem, a rankiem budził nas ze snu, żeby zjeść śniadanie, po czym pozwalał nam spać dalej.
Właściwie niewiele opowiadano nam o dawnej ojczyźnie i losach rodziny. Mieszkali tu i teraz, wtedy wydawało mi się to oczywiste. Dopiero z czasem poznawałam zagmatwane losy rodziny. Prababkę, która rodziła się w Hardford w stanie Connecticut/USA, a która z jakiegoś powodu przepływa ocean i ląduje na Litwie. Sami dziadkowie przybyli tu po wojnie, jako wojskowi przesiedleńcy, ze wsi Bajembały w powiecie trockim, niedaleko Wilna. Im bardziej pochylam się nad tym domem, grzebię w jego zakamarkach, tym większa unosi mnie ciekawość. To o czym uczę podczas mojej pracy i pisania stało się nagle częścią mnie.
A to wszystko pod tym dachem, gdzie przed wojną mieszkała jakaś rodzina, która opuściła swoje miejsce na ziemi na zawsze. Opuściła przyjaciół, sąsiadów, znajome krajobrazy, groby bliskich...Podobnie, jak moi dziadkowie, którzy wsiadali w pociąg towarowy, z jedną walizką, jadąc w nieznane...
|
(fot. Izabela Treutle) |
Ten dach chronił w deszczu, burzy i zawieruchach przemian społeczno–politycznych. Przetrwał wojnę, ludzkie tragedie i zmartwienia. Tu umierano, ale i też tutaj rodziły się dzieci – w mojej rodzinie same dziewczyny. Ten dom przeszedł cierpliwie czas, w którym jego gospodarz nie zajmował się nim w należyty sposób. Przesiedleńcy początkowo mieli poczucie tymczasowości sytuacji, później ogarniała ich już jednostajność, może zniechęcenie. Tak też dając schronienie, dom nie był przez te wszystkie lata traktowany należycie.
I teraz przyszła kolej na mnie. Kolejne pokolenia pod tym dachem, z nową wizja świata, nadziejami i pragnieniami. Tylko krajobraz trwa niezmiennie, a bociany obsiadają swoje gniazda, jak co roku. Wieczorem od Łyny zaciąga śnieżnobiała mgła, a żurawie dają swój koncert. Stare jabłonie pewnie powiedziałyby więcej, ale dumnie i milcząco stoją na wzniesieniu. Może dachówki, które były świadkiem tych wszystkich momentów, powołane do nowego życia, powiedzą coś więcej?
Izabela Treutle
|
(fot. Izabela Treutle) |
|
(fot. Izabela Treutle) |
|
(Autorka) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz