Wisiała lampa w moim pokoju, ze szklanym abażurem. Oświetlała biurko i cały pokój. Patrzyła na to, co zapisuję w zeszycie lub na komputerze. Patrzyła na książki, które czytam. I na sprzątanie pokoju, wycieranie kurzy i odkurzanie podłogi. Systematycznie przecierana wilgotną szmatka prze moją żonę. By zawsze była piękna i czysta.
Czasem siadały na niej muchy lub przylatywały ćmy, zwabione światłem. A korzystały z otwartego okna.
Az przyszedł remont. I pojawiła się nowa lampa, ładniejsza, nowocześniejsza, bardziej pasująca do nowego wnętrza. Lampa ze szklanym, zielonkawym abażurem stała się niepotrzebna. Cóż zrobić? Wyrzucić. Części metalowe i elektryczne powędrowały do elektrośmieci. Recykling. A szklany abażur? Wydawał się piękny. Namalowałem na nim dwie duże wazki, jakieś żagnice. I symboliczne kwiatki, takie całkiem wymyślone.
Czy taką pomalowaną część ktoś wykorzysta i da drugie życie? Może znowu ozdobi jakąś żarówkę zawieszona pod sufitem? A może będzie tylko zdobić, bez żadnego waloru użytkowego? Leżała zapakowana w piwnicy. Czekała na jakąś wystawie by pokazać się ludzkim oczom w nowej odsłonie. I się doczekała. Będzie na wystawie w bibliotece. Znowu zobaczy książki na regałach.
A co będzie dalej? PO wystawie? Czy będzie się przypatrywać życiu, dziejącym się gdzieś w jakimiś mieszkaniu? A gdy się niechcący potłucze, to co z nią będzie? Gdzie szklane okruchy trafią?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz